Posty

Wyświetlanie postów z 2012

Życzenia znalezione na marginesie

Świąt Bożego Narodzenia radosnych, pełnych światła i przesyconych duchem tego czasu, niosących inspiracje i pozwalających na dystans wobec naszej zabieganej codzienności za to zbliżających do Boga oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego nowego dwa tysiące trzynastego roku, aby nie był gorszy od upływającego, życzy A. Anonim

Gdyby tylko Akwinata wiedział...

   Tukidydes spychający nas na krawędź konfliktu nuklearnego nie wyczerpuje problemów tłumaczeń z języków martwych. Klasycznym tego przykładem jest niekończący się proces tłumaczenia Starego Testamentu. Czasami wydaje mi się, że muzułmanie mają rację, gdy twierdzą, że należy raczej uczyć się arabskiego, niż tłumaczyć Al-Quran. Na przykład w Księdze Rodzaju już w drugim wersie trafiamy na minę w postaci frazy tohu wa bohu . O ile wyraz wa oznacza spójnik „i”, to pozostałe wyrazy tak ślicznie się rymujące nie występują nigdzie poza tym wersem. Wariant nadający znaczenie „chaos i nieład” jest pewnego rodzaju wariantem optymalnym, w sensie „nic lepszego na razie nie odkryliśmy, więc przyjmijmy, że to właśnie oznaczają”.      Gorzej, gdy przejdziemy do Księgi Wyjścia i tam w rozdziale trzecimi czternastym wersie lokator gorejącego krzewu przedstawia się jako 'ehjeh 'aszer 'ehjeh , znane w naszym tłumaczeniu jako Jestem Który Jestem . Wspaniałe. Doskonale rozumiem św. Tomasza

Jak Tukidydes rozpętałby trzecią wojnę światową

Tytuł niniejszego posta w celowy sposób jest prowokacyjny i tabloidalny. A żeby było ciekawiej, jego sednem jest ochrona ginącego gatunku philologus classicus .    Tukidydes jest jednym z ojców historiografii. Znany jest nam z jednego dzieła, ale za to wiekopomnego (o czym sam autor nieskromnie wspomina). Jego „Wojna peloponeska” jest niezwykłym opisem konfliktu, który Ateny i Sparta toczyły kilkadziesiąt lat, i którego efektem było wyniszczenie klasycznego systemu greckich polis.    Wojna peloponeska była toczona między dwiema potęgami, które rzadko kiedy walczyły ze sobą bezpośrednio, a raczej wspierali lokalne konflikty swoich aliantów, lub wręcz rozgrywali konflikty traktując ich jak figury szachowe, żeby wspomnieć u zarania wojny konflikt Korkyry i Koryntu, czy napaść prospartańskich Teb na wierne zawsze Atenom Plateje. Rzadkość bezpośrednich walk między hegemonami wynikała po trosze z odmiennych predyspozycji militarnych. Siłą Aten była flota. Niczym osiemnastowieczna Bryta

Co wypada pani Adzie?

Jest kilka osób o nazwisku Lovelace, które znaczą co nieco dla kultury światowej. Jeśli znasz choć jedną, witamy na poziomie drugim znajomości światowej kultury. Jeśli ta jedną osobą jest Linda Lovelace – wracasz na poziom pierwszy.     Dziś chciałem przypomnieć tu lady Augustę Adę King hrabinę Lovelace, znaną nam w skróconej wersji jako Ada Lovelace.     Jej ojciec umarł, gdy miała lat osiem. Zresztą nie miała z nim nigdy dobrych relacji. Zwłaszcza, że jej ojciec oczekiwał sukcesora w postaci „cudownego chłopca” i narodzinami córki był, eufemistycznie to nazywając, zawiedziony. Niedługo zresztą przetrwał sam związek jej ojca z baronessą Anną Izabellą („Annabellą”, jak zwykł ją nazywać) – już miesiąc po narodzinach małej Augusty zwanej przez ojca „Adą”, Annabella wyprowadziła się do swych rodziców z córką. Wprawdzie prawo brytyjskie w sytuacji separacyjnej oddawało dzieci pod wyłączną kuratelę ojca, ale w zaistniałej sytuacji tenże nie był zainteresowany wychowaniem dziecka. Zd

Tempus fugit

Przyczynkiem do niniejszego wpisu stał się fakt braku czasu na jego napisanie.    Czas jest najdroższą rzeczą na tym świecie. Tak twierdzą nawet ekonomiści, którzy uzasadniają to faktem, iż jest to zasób, którego nie można zakumulować, ani powiększyć. Stoi to w sprzeczności w praktyką tzw. „banków czasu”, które pozwalają przez wykonanie jakiejś pracy dla osoby A „zaksięgować” czas, który z kolei poświęci nam kiedy indziej osoba B.     W ogóle wobec czasu, który jest tak nietypowym przedmiotem (w sensie przedmiotu rozważań, omińmy tu Heideggera, Kanta i spółkę, dobrze?), stosuje się niezwykle dużo określeń łączących go z ekonomią: można wykonać coś w sposób pozwalający na oszczędność czasu , ale można czas trwonić lub marnować . Można także zyskać czas , lub – synonimicznie – zyskać na czasie . Zatem jest już pewne, iż sformułowanie czas to pieniądz musiało powstać prędzej, czy później.     Warto poświęcić czas , by zastanowić się nad jego istotą. Nie chodzi o to, by formułować

Klucz do Kamiennej Róży

Są książki, do których lubię wrócić. Po latach. Bogatszy o nową wiedzę, doświadczenia, lektury. „Po co to czytasz?”, pytają mnie, „Przecież już to znasz”. To prawda. Ale mogę teraz odczytać na nowo. Mogę zwrócić uwagę na szczegół, który wcześnie mi umknął. Tak jak oglądając obraz po raz któryś zaczyna się dostrzegać rzeczy drugo- lub trzecioplanowe, w których nierzadko autor zawarł coś, co podpowiada nam interpretację, pozwala odczytać coś w obrazie dodatkowo, ukazać go w nowym świetle.     Tak na przykład uświadomiłem sobie, że wbrew tym wszystkim porównaniom do „Utopii” Morusa i „Podróży Guliwera” Swifta, „Grimus” nie jest opowieścią o budowie raju i jego zniszczeniu. Jeśli główny bohater przemierza wyspę w towarzystwie grabarza imieniem Virgil, to nie może być raj, lecz piekło, które Dante zwiedza prowadzon przez Wergiliusza. Szczegół, który piętnaście lat temu umknął mi z powodu natłoku innych symbolicznych odniesień. Teraz mogłem też dzięki temu lepiej się przyjrzeć jak Trzepoc

(Nie) wszystkie szczęśliwe powroty

Jako że rok 2012 już nam się chyli ku końcowi, zaczynają się pojawiać różne myśli podsumowujące. Z mojej perspektywy jako ważne oceniam dwa „powroty”: Ridleya Scotta do świata „Obcego” i DEAD CAN DANCE do szerzej pojętego świata muzyki, zarówno poprzez wydanie nowej płyty, jak i trasę koncertową.    Jak to jednak bywa z wiadomościami, jedna jest zazwyczaj trochę gorsza od drugiej. Nie to, żeby zła. Po prostu... niedobra. I od niej zaczniemy.     Początek „Prometeusza” jest intrygujący – planeta, ale nie wiemy jaka, humanoid, ale nie człowiek. Co robi? Połyka dziwną substancję nad brzegiem wodospadu. Wodospad niczym nie przypomina tego z „Błękitnej laguny” - szara woda przetacza się z hukiem po szarych skałach. Szare jest także niebo. Humanoid przełknął wszytko do końca i... umarł. Zginął w męczarniach strawiony dziwną, czarną substancją, którą połknął. Jego szczątki wpadają do wody i w ujęciu kojarzącym się ze wstawkami animowanymi do serialu „Dr House”, zaczynają tworzyć molekuł

Archipelagi

Zazwyczaj przyjmujemy, że cieśniny dzielą wyspy, a drogi łączą miasta. Myśląc o drogach, które dzielą wpadamy w dyskomfort myślowy rozpatrując drogę jedynie w jej jednowymiarowym, abstrakcyjnym aspekcie komunikacyjnym. Podobnie, będąc istotami lądowymi, myślimy o przestrzeni wody jako oddzielającej wyspy. Tymczasem już taka Wenecja, czy Amsterdam każą nam zastanowić się, czy kanały dzielą wyspy, czy je łączą? Oczywiście wtedy zmieniamy optykę nazywając (ach, słodkie jarzmo języka!) kanały „drogami wodnymi”. A jak nazwać w dziedzinie inżynierii lądowej drogi, które dzielą?     Obiecałem sobie solennie zakładając tego bloga, że nie ruszę tematu polityki. Mam nadzieję, że przyrzeczenia tego dotrzymam wspominając tylko informację podaną przez Noama Chomsky'ego w „Interwencjach” o eksterytorialnych autostradach budowanych przez Izrael na terenie Autonomii Palestyńskiej. Mają one, według autora, na celu maksymalne rozbicie terytorialne państwa palestyńskiego i uniemożliwienie integrac

Na Dzień Nauczyciela - postękiwania starego zarozumialca

    Ponieważ blog powstaje zazwyczaj w jakiejś relacji do czasu jego tworzenia, więc pomyślałem, że napiszę jakiś tekst okolicznościowy o przyznanej na dniach literackiej nagrodzie Nobla. Albo o szkole z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Ponieważ jednak nie znam dorobku tegorocznego noblisty, a etap szkolnej edukacji mam już dawno za sobą, więc w umyśle zrodził mi się szatański w swej prostocie pomysł połączenia obu tematów w zawiesistym sosie staropolskiego narzekania na wszystko. Do dzieła!     Zacząłem od przejrzenia listy osób nagrodzonych literackim noblem, a następnie odnalazłem za pomocą niezawodnej wyszukiwarki na „G” maksymalnie rozszerzoną listę lektur polecanych na maturę A.D. 2013. Wyszło jak zwykle – niezazbytnio.    Do „najświeższych” obecnych w spisach lektur noblistów należą Polacy: Czesław Miłosz (nagrodzony w 1980 roku) i Wisława Szymborska (1996). Z „zagranicznych” to Hemingway (1954) i Camus (1957). Ani słowa o Grassie, Brodskim, czy Marquezie.    Ja oczywiści

Opętani językiem

Abu Al-Walida Muhammada Ibn Ahmada Ibn Muhammada Ibn Ahmada Ibn Ahmada Ibn Ruszda zwanego Awerroesem poznajemy gdy w swym domu w Marrakeszu od niechcenia pisze swoje najsławniejsze dzieło „Tahafut al-tahafut”, polemikę w obronie Arystotelesa. Lecz jego prawdziwym wyzwaniem jest próba przetłumaczenia arystotelesowskiej „Poetyki” na arabski. Dokładnie rzecz ujmując ma problem z tłumaczeniem pojęć tragedia i komedia . Nie ma zielonego pojęcia co te słowa mogą oznaczać. Ba, nikt w świecie islamu nie ma nawet cienia przypuszczenia. Słowa te są enigmatyczne jak tohu wa bohu w pierwszych wersetach Księgi Rodzaju.     Awerroes jest mądry. Wie, że odpowiedź może być niezmiernie blisko. Patrzy więc przez okno na dzieci bawiące się w meczet: jedno naśladuje muezzina, drugie wiernego, trzecie, niosąc pierwsze na ramionach, jest minaretem. Potem idzie na spotkanie do Faradża – prominentnego badacza Koranu, u którego towarzystwo rozmawia na temat wyobcowania, poezji i dziwnych zwyczajów mieszka

Zagrajmy w strach (cz. II)

Zatrzymaliśmy się w ostatnim poście na analizie nie-swojości i jej aktualnym, bestsellerowym wcieleniu, czyli grze „Slender”. Można skonkludować to zdaniem: „Szukamy nowych źródeł strachu w sztuce”.     No dobrze. Ale po co? Po co w ogóle się interesujemy tym, czego się boimy? Powinniśmy tego unikać. Prosta logika wskazuje, że unikamy rzeczy niemiłych – potraw zbyt ostrych, dźwięków zbyt głośnych, temperatur zbyt wysokich/niskich. Unikamy kopnięć prądem i trucizn. Powinniśmy unikać także strachu.     Osobiście opowiadam się za opcją, że lubimy się bać, gdyż pomaga nam to strach pokonać. Uzasadnienie? Pozwólcie, że w telegraficznym skrócie opowiem wam o wampirach.     Budzący lęk ohydny stwór, zmarły wychodzący nocami z grobu, by żywić się krwią rodziny i sąsiadów przeszedł długą drogę, by z potwora stać się kiczowatą przytulanką.    Mieliście kiedyś do czynienia z martwym ciałem? Martwe ciało wzbudza podświadomie uczucie nie-swojości. Zwykliśmy człowieka postrzegać jak

Zagrajmy w strach (cz. I)

Dawno temu poszliśmy w parę osób na seans „Blair Witch Project”. Mało kto wiedział czego się spodziewać. Ogólnie – horroru; szczególnie – filmu nietypowego, kręconego „z ręki” (a niektóre ujęcia, jak się okazało, wręcz „z nogi”), stylizowanego na dokument. Mieliśmy jakieś informacje na temat szczucia aktorów dziwnymi wydarzeniami, co miało spowodować efekt ukazania przed kamerą prawdziwego stresu, a nawet strachu. No i tyle. Zasiadając w czerwonopluszowej sali nie istniejącego już kina „Bajka” zwróciliśmy uwagę, że większość publiki spodziewała się jedynie tej ogólnej cechy: horroru. Innymi słowy – przyszli po rozrywkową krwawą kiszkę. Do tego grona zaliczało się między innymi czterech pijanych dżentelmenów siedzących trzy rzędy za nami. Byłem zirytowany ich zachowaniem żywiąc przekonanie, że zepsują tak zwany „klimat”. Nim film się skończył Bogu dziękowałem za ich obecność.     Co się okazało. Film – dla tych co nie widzieli – w dużej części składa się z nic nie znaczących scen z

Piraci scen elżbietańskich

Jeśli czegoś nie można zwalczyć, należy to zalegalizować, aby sprawować nad tym kontrolę.     Stosując tę zasadę starą jak świat najbardziej spektakularną akcję legalizacyjną przeprowadziła królowa angielska Elżbieta, gdy masowo wciągała na służbę piratów i kupców nazywając ich korsarzami. W ten sposób królowa z jednej strony zbudowała wspaniałą flotę do nękania habsburskiej Hiszpanii, a z drugiej strony zmniejszyła skalę przestępczego zjawiska piractwa. Ale mało kto wie, że za czasów elżbietańskich kwitło inne zjawisko, które obecnie nazywamy „piractwem” w kontekście naruszenia praw autorskich, którego Jej Królewska Mość zalegalizować nie była chętna, lecz nie wiadomo, czy przez palce nań nie patrzyła.     Z drugiej strony ciekawe jest to, że obecni orędownicy pełnego liberalizmu w gospodarce z oburzeniem wypowiadają się o pracy młodocianych czy zjawisku tzw. „piractwa”. Nie traktowałbym tego jako zwyczajnej hipokryzji, lecz jako rodzaj nieuświadomionych barier intelektualnyc