Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Motyl na Golgocie

Czy zastanawialiście się, jak wyglądałby nasz świat, gdyby nie zdarzenia, które miały miejsce około Paschy roku 33 n.e.?     Jest taka teoria, że trzepot motylich skrzydeł w amazońskiej puszczy może być przyczyną tajfunu po drugiej stronie globu. Lubię tę alegorię. Pozwala spojrzeć na historię jak na burzę, w której zbierają się chmury, upał staje się nieznośny, aż wreszcie jeden mały ruch powietrza wywołuje uderzenie szkwału i pierwsze pioruny uderzają w ziemię.     Ile oczu skierowanych było na Golgotę tamtego dnia? W skali Jerozolimy – sporo, wszak ukrzyżowano „celebrytę”, witanego tydzień wcześniej owacjami. W skali Judei – niedużo. Brak było wtedy mediów masowego rażenia. A w skali państwa rzymskiego? Kolejna egzekucja Piłata, znanego z okrucieństwa i bezwzględności prokuratora, którego Tyberiusz z niejakim upodobaniem trzymał w Palestynie. Śmierć i zmartwychwstanie kaznodziei imieniem Jeszua było zaledwie trzepotem motylich skrzydeł.     A dziś?     Śmiem twierdzić

Ostrze i honor

Niegodziwiec, którym się obecnie zajmiemy – nietaktowny mistrz ceremonii K ō tsuke no Suke – to ów nieszczęsny funkcjonariusz, który spowodował poniżenie i śmierć księcia z Wieży Ak ō i nie chciał umrzeć, jak przystoi samurajowi, gdy przyszła chwila należnej zemsty. To człowiek, któremu wszyscy ludzie winni są wdzięczność, pobudził bowiem do życia bezcenne uczucia lojalności i był mroczną, choć nieodzowną przyczyną nieśmiertelnego przedsięwzięcia. Około stu powieści, monografii, prac doktorskich i oper upamiętniło ów czyn nie mówiąc już o niezliczonych wizerunkach na porcelanie, na żyłkowanym lapis-lazuli i na lace. J. L. Borges „Nietaktowny mistrz ceremonii K ō tsuke no Suke” Tym długim cytatem z „Powszechnej historii nikczemności” Borgesa chcę zacząć zastanowienie nad problemem honorowej śmierci. A właściwie jej małego wycinka, jakim jest problem europejskiego spojrzenia na seppuku (lub harakiri ).     Część z Was po powyższym cytacie już się zorientowała, że kanwą

Mroczne widmo recyklingu

Niedawno usłyszałem, że jednym z przełomowych, lecz niedocenionych wynalazków była pralka automatyczna. Pozwoliła ona kobietom przestać tracić czas na żmudne pranie ręcznie oraz czynności poboczne i dzięki temu mogły zająć się czymś innym. Na przykład iść do pracy. Pokazać, że potrafią sobie radzić nie gorzej niż mężczyźni. Zająć się polityką. Nauką.    Oczywiście, jeśli ktoś myśli, że uważam kobiety za ciemiężony pierwej gatunek, który wegetował za stosami brudnej bielizny, jest w błędzie. Dostrzegam i doceniam to, co wniosły do kultury i nauki kobiety, począwszy od Hypatii, przez Marie de France i madame Marie-Anne Lavoisier do Marii Skłodowskiej-Curie i Hannah Arendt. Czasami wbrew tzw. feministkom, które ukryłyby wszystkie kobiety w historii by głosić odwieczną niewolę i poniżenie niewieściego rodu. Ale wcale nie chciałem mówić o emancypacji kobiet i pralniczym napędzie umożliwiającym osiągnięcie pierwszej prędkości ucieczki z archetypu gosposi.    Cicha rewolucja wywołana pra