Good Ole Vampyres – wieczór pierwszy: suma wszystkich strachów

Od wampira zwłok nędznych
wilk umyka co prędzej
i spłoszony na grań leci kruk
A. Dumas „Biesiada widm”

Gdybym miał wskazać na potwora, który niczym zwierciadło oddaje nasze lęki i jednocześnie jego postać w kulturze masowej stała się ofiarą naszego pragnienia zwyciężenia tych lęków, to musiałbym zdecydowanie wskazać na wampira.
    Nie ma w świecie zachodu drugiego potwora tak skupiającego elementy natury, których się boimy, jak wampir. I żaden potwór w świecie zachodu nie doznał takiego upokorzenia, jak wampir, choćby w postaci Edwarda Cullena.
    Ale zacznijmy od początku. Stawiam tezę: wampir jest pojedynczym memem, który ogniskuje lęki człowieka. I nie myślcie sobie, że przed Stokerem nie było wampirów. Po pierwsze nie przed Stokerem, a przed Polidorim, okradzionym przez Byrona, gdyż to Polidori pisał „Wampira”, tej pięknej nocy roku 1816, gdy Mary Shelley pisała zręby swego „Frankensteina”.A po drugie – wampir był zawsze, tylko się nie nazywał.
    Spróbujmy najpierw wydestylować elementy, które czynią wampira wampirem. Co takiego sprawia, że krzyczymy: „wampir!”? Lub kwitujemy ironicznie: „wampir”?
    „Zęby!”, ktoś krzyknął. Bardzo dobrze. Dokładnie rzecz ujmując: kły w typie drapieżnika. Konkretne, mające za zadanie rozrywanie tkanek ofiary i zadanie jej śmierci. Ewentualnie przypominające zęby jadowe węży. A zatem – niebezpieczne zwierzęta.
    „Pije krew!”, świetnie. Krew, to życie. Gdy tracimy krew, ucieka z nas życie. A gdy krew pijemy... No cóż. I zaczynamy jazdę z tabu dotyczącym spożywania krwi. Temat na tłusty esej, a nie blogowego posta. Zostańmy przy tym, że spożywanie krwi żyjącego zwierzęcia budzi niechęć w zdecydowanej większości kultur.

Aczkolwiek są pewne naruszenia tabu spożywania krwi (źródło)

    „Jest martwy!”, dodał ktoś inny. Owszem. „Nieumarły!”, skorygował drugi. Też nieźle. Chodzi o problem zwłok w dwóch ujęciach. Pierwsze czego nie lubi ludzka horda w plejstocenie, to chorób, które świetnie wylęgają się w zwłokach. Pominę cały nurt kanibalizmu wczesnoludzkiego. Ne miejsce o tym pisać. Zostańmy przy dwóch rzeczach: zwłoki są „be” dla najgłębszych pokładów ludzkiej psychiki, a trup, który się rusza, jest albo mocno nieświeży, albo opanowany przez niebezpieczny byt duchowy. To ten drugi punkt widzenia. Ciało ludzkie jest marionetką duszy, to prawda wynikająca z obserwacji, równie poprawna, jak stwierdzenie, że słońce zawsze wschodzi po tej samej stronie. Odcinamy sznurki, dusza ulatuje, a marionetkę przejął ktoś inny. Jednocześnie wampir personifikuje nam awersję do zwłok i lęk przed odmienionym bliskim, którego ciało przejęła zła siła.
    „Nie lubi słońca”, dodał ktoś. Doskonale. My, ludzie, którzy nawet zmysł równowagi oparliśmy na wzroku, bez światła nie dajemy rady. Nie lubimy nocnych drapieżców, gdyż wiemy, że mają nad nami przewagę lepszego wzroku lub węchu. Ciemność jest ich sprzymierzeńcem, nie naszym. Wampir jest naszym lękiem przed Nocnym Łowcą.
   „Zabija się go kołkiem w serce”, dorzuca ktoś inny. To cecha „nie-wprost”. Zastanów się przez chwilę: znasz jakieś stworzenie, którego nie można zabić przebijając kołkiem serce? Raczej opisanie tej cechy winno brzmieć: „trudny do zabicia”. Czy trzeba tłumaczyć, dlaczego drapieżca odporny na zadawane mu ciosy jest przerażający? Chyba nie.
    „Nie lubi czosnku. Ani srebra.” Oba argumenty parachemiczne w jednym zdaniu – brawo ten pan! Alicyna zawarta w czosnku jest jedną z najlepiej działających w przyrodzie substancji zwalczających infekcje. I to zarówno bakteryjne, jak i grzybicze. A do tego, w przeciwieństwie do antybiotyków, nie powoduje adaptacji w genomie bakterii (Wiecie, że już spora część bakterii chorobotwórczych jest już antybiotykoodporna? To dzięki naszej gospodarce antybiolami, które dajemy na prawo i lewo świniom, kurom, krowom i chomikom. No, to na zdrowie.) Podobnie rzecz ma się ze srebrem które jest znanym środkiem zwalczania infekcji, m. in. skórnych. A swego czasu słyszałem o zabiegu higienicznym pocierania języka srebrną łyżeczką. Czyli, że wampir byłby personifikował... mikroba? Tak, dokładnie rzecz ujmując: zarazę. Zwróć proszę uwagę, jak bardzo przenoszenie wampiryzmu na kolejne osoby jest podobne do przenoszenia choroby.
    No cóż. Jak widać nocny drapieżca, oporny na ciosy żywy trup, przenoszący zarazę i żywiący się naszą krwią nie należy do przyjemniaczków. Więc dlaczego stał się androgynicznym wymoczkiem? Nie każdy. Może na szczęście. Są wampiry „klasyczne”, które są poważne, żeby tylko przypomnieć komiks i późniejszy film „30 dni nocy”. Ale są i mniej ortodoksyjne, które dodatkowo stanowią pewien pomysł na zracjonalizowanie wampiryzmu. U B. Lumleya pojawia się koncepcja wampira jako pasożyta, zaś u P. Wattsa – jako odrębnego gatunku drapieżców wymarłego w plejstocenie. Ale dobrze zapamiętanego.
    I nimi zajmiemy się w następnych wieczorach.


Lecz gdy spłynie mrok wieczorny
Typem staję się upiornym:
Twarz mi blednie, włos mi rzednie,
Psują mi się zęby przednie.
Kabaret Starszych Panów „Upiorny twist”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje