Wdowi post

Wyobraź sobie, że wchodzisz ciemną, zimową nocą do wanny pełnej ciepłej, aromatycznej wody. Łazienka jest skąpana w półmroku płomieni dziesiątek świec. Twoje zziębnięte ciało zdaje się tajać pod dotykiem wody. Przymykasz oczy i pogrążasz się w doświadczeniu ciepła, komfortu i spokoju.
   O czym ja piszę? O muzyce.
   Zazwyczaj pod koniec roku popełniam posta o utworze lub płycie roku. Tym razem będzie to „zespół roku” i od razu trzy płyty i cały bukiet utworów. Zespół nazywa się TRUE WIDOW i w sumie w tym roku nic nowego nie wydał. Ale niemal rok temu w zakładkach opatrzonych etykietką „do sprawdzenia” zostawiłem sobie link do ich płyty „Circumambulation”. Gdy ją sobie wrzuciłem do posłuchania, poczułem mniej więcej to, co opisałem w pierwszym akapicie.
    Jaka jest ta ich muzyka? Wolna i ciężka. Ten wyświechtany frazes jest w ich przypadku niezwykle stosowny. Ba, rzekłbym, że jest to jedyny zespół, którego muzykę mógłbym opisać tą koniunkcją epitetów. Przy ich muzyce cały nurt sludge jest po prostu jarmarcznym disco-metalem. Nie broni się nawet LOCRIAN, który przypina sobie etykietkę ambient drone metal. Wyobraźcie sobie taki takt perkusyjny, który trwa ponad pięć sekund, a składa się z czterech uderzeń – tak mają na drugiej swej płycie. Oni sami, gdy mają się określić, nazywają swoje produkcje stonegaze, przez połączenie pojęć stoner-rocka i shoegaze. Choć jest w tym żart dodatkowy, gdyż sugeruje pewną właściwość mitycznej Gorgony zwanej Meduzą, która wzrokiem obracała ludzi w kamienie. Jeśli Meduza była pewnego rodzaju hipnotyzerką, to byłoby to nader trafnym porównaniem, biorąc pod uwagę, że cały listopad słuchałem w kółko ich trzech płyt, które mogłem na bandcampie odsłuchać.
   Zacząłem od ostatniej, od „Circumambulation”, na której szczególnie poruszyły mnie „HW:R” i najbardziej melodyjny „Four Teeth”. Zresztą ten drugi porusza wszystkich, z recenzentem Pitchforka na czele. Jest piękny, melancholijny, kołyszący i melodyjny. I bardzo żwawy w porównaniu z resztą utworów. 

Przypuszczam, że już wiesz, skąd znam obraz Kapkowa z listopadowego posta?

Potem wsłuchałem się w EP pt. „I.N.O.” i wsiąkłem w tytułowy utwór, który jakby składał się z dwóch: rockowego, trwającego prawie dziesięć minut, i noisowego, wypełniającego czas do końca tego niemal piętnastominutowego utworu. Po nim następuje wyrywający z gaci „Bathyscaphe”, który wszyscy chcą porównywać z SONIC YOUTH. No cóż. Mnie porównania z SONIC YOUTH nasuwały się wcześniej i wobec innych utworów też. Może to przez specyficzne rozumienie roli gitary jako źródła sfuzzowanej melodii, może to przez sposób, w jaki Nicole Estill posługuje się gitarą basową. Może to przez manierę wokalną, gdy słyszę jak Dan Phillips i Nicki Estill współdzielą przestrzeń głosu, tak bardzo przypominając Thurstona Moore i Kim Gordon. Nieodżałowany duet. Może dlatego tak polubiłem wdowią ekipę, że wypełniają mi pustkę po rozpadzie SONIC YOUTH? Może.

„Bathyscaphe”, krótki, pięciominutowy utworek u źródła.
Następnym przystankiem, jak dotąd ostatnim była ich druga płyta, wydana jeszcze w 2011 roku, pod krótkim tytułem „As High As the Highest Heavens and From the Center to the Circumference of the Earth”, przez co doskonale nadaje się do sączenia piwa w krakowskim przybytku o nazwie "Pierwszy lokal na Stolarskiej po lewej stronie idąc od Małego Rynku". Gdy rozległy się pierwsze takty otwierającego utworu „Jackyl”, pomyślałem, że ktoś źle to nagrał, że pomylono częstotliwości próbkowania i to o połowę. To niemożliwe, żeby dało się tak wolno grać. Ale „Jackyl” to nic. „NH” i „Boaz” dopiero mi pokazały, jak wolno można grać. Z kolei gdy doszedłem do „Night Witches”, wydawało mi się, że ktoś wrzucił mnie w punkowy świat, zwłaszcza, gdy w czasie trwania utworu dowiadujemy, że pędzące nocnym niebem wiedźmy w pewnym momencie obsypują miasta bombami. I już mamy antywojenny, typowo punkowy przekaz, od którego także nie stroni swego czasu SY.
   Tyle tych porównań teksańskich wdów do nowojorskich tytanów. Czy to znaczy, że są równie wielcy? Nie. Większość stoi u stóp tytanów i się napina. A oni wiedzieli jak wejść na ramiona tytanów. I gdy na nich stanęli, po prostu sięgnęli wyżej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje