Uchylone okno: stratyfikacja by Vermeer


Malarstwo na tym blogu zdecydowanie jest niedoreprezentowane. Może dlatego, że moje fascynacje malarskie są dużo skromniejsze, niż literackie, czy muzyczne. W sumie zawierają się w kilku nazwiskach: Bosch (ta, wiem, van Akke, a nie po przezwisku), Vermeer van Delft (a niby był inny Veremeer?), Dali, de Chirico. Zaczniemy od Vermeera.
    Johanesa Veermera van Delft poznałem przez Greenawaya. Już wspominałem jak bardzo „malarski” jest to reżyser. Podobnie jak w filmie „Kucharz,złodziej, jego żona i jej kochanek” podszył obraz Rembrandtem, tak w „Zet i dwa zera” agresywnie zagrał Vermeerem. Film polecam. Jeśli ma się nieco prozacu na podorędziu. A Vermeera polecam na co dzień.
    Byłoby marnowaniem Twojego czasu, gdybym tu rozwodził się nad jego stylem, światłem, kameralnymi wnętrzami i podobnymi rzeczami, które przerobiono już tysiące razy na tysiącu seminariów w setkach uczelni.
   Ja opowiem o oknach u Vermeera. Nie wiem, czy ktoś już zwrócił na to uwagę. Pewnie tak, bo skoro ja na to wpadłem, to na pewno już zrobiono na ten temat kilka magisteriów i jeden doktorat. Plus pracę dyplomową w technikum budowlanym na temat stolarki okiennej. Zatem – do ad remu!
   Poprowadzę Cię przez kamienicę, w której Vermeer malował swe obrazy.
Nalewająca mleko, ok. 1660 r. (wszystkie ilustracje pochodzą z Google Art Project, domena publiczna)

   Najpierw parter. Bielone, puste ściany, nieco brudnawe. Jakieś paprochy walają się po podłodze. Pulchna i rumiana melkmeisje przelewa mleko z dzbanka w świetle prostego okna złożonego z wielu małych szybek. Podstawowy wzór, zwykła kratka szprosów, w czwartym rzędzie od dołu ktoś ubił jedną z szybek: wyraźnie widać refleks światła na okiennej ramie. Pewnie w chłodniejsze dni ciągnie od tego otworu. Pani musi wysupłać trochę grosza na naprawę.
   
Na piętrze oficer opowiada o swoich wojennych przygodach. Wojna, jak to wojna. Jak u Kirsta, Haška,Hellera. Toteż młoda dziewczyna jest ubawiona, oczy się jej błyszczą, wręcz spija kolejne anegdotki z ust żołnierza. Okno jest uchylone, by wpuścić powiew wiatru i zapach przygody. Choć wzór pozostaje zasadniczo prosty, już ostatni, najwyższy rządek szybek ma już kształt inny, rozbijający prostokątną rutynę. Romby i fragmenty sześciokątów nadają jakiś wyraz inności, geometrycznego polotu. Jesteśmy już u domowników, nie u służby.

Oficer i roześmiana dziewczyna, ok. 1660 r.
 
Na drugim piętrze pani domu próbuje kielich wina. Nie dajcie się zwieść ascetycznie pustym ścianom. Popatrzcie na okno. Wyrafinowane kształty, witrażowe wstawki – to okno kosztowało tyle co reszta okien w całej kamienicy. To sala tronowa pani tego domu.

Kielich wina, ok. 1660
Oczywiście, można argumentować, że Veremeer wymieniał okna w swym atelier w funkcji wrastającej swej zamożności. Ale przeczą temu fakty, którymi są inne obrazy: proste okna pojawiają się także w późnym okresie jego twórczości, na przemian z witrażowym. Pewnie historycy sztuki mają dobre, sprawdzone informacje dotyczące veermerowych okien. Ja lubię swoje wyobrażenie, z pełną świadomością, że z obrazów Vermeera sam tworzę kolejny obraz, alegorię holenderskiego mieszczaństwa.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje