Skoro Kordian zawiódł…

Że Słowacki wielkim poetą był, przekonywał już profesor Pimko sto lat temu. Że Dukaj wielkim pisarzem jest, to chyba nie wymaga przekonywania nikogo. Nie wymaga, bo ci, którzy go cenią, już to wiedzą, zaś ci, którzy go nie lubią, nie powinni być zmuszani do zmiany przekonań. Przynajmniej nie grozi im to póki Dukaj nie wejdzie do kanonu lektur.
   Słowackiego, o ile mnie pamięć nie zawodzi, we wspomnianym kanonie reprezentuje garść dziwnie dobranych wierszy, „Balladyna”, w zakresie rozszerzonym „Lilla Weneda”, ale przede wszystkim Kordian, jako przykład bohatera romantycznego. Czując jakiś szacunek do sprawności warsztatowo-językowej Słowackiego nie potrafiłem nigdy zdzierżyć Kordiana jako bohatera. Może ja go jednak nie rozumiem? Angstujący nastolatek, który angażuje się w rozmaite awantury miłosne, zwiedza Europę i na szczycie Mont Blanc przechodzi przemianę, po której angażuje się w spisek, idzie zabić cara i pada zemdlon na progu carskiej sypialni. No, wzorem skuteczności, to on nie jest. Choć bagnety konno przesadził…
Nowy zabójca okazuje swe prawdziwie pokerowe oblicze (źródło)
Dukajowi przypuszczalnie tak samo się nie podobało kordianowe fiasko. Postanawia jakoś to naprawić. Opowiadanie „Gotyk” rozpoczyna się ponownym spotkaniem spiskowców w lochach katedry św. Jana, ale ten autor po cara wysyła kogoś zdecydowanie innego. Nieludzki, człekokształtny jeno, stalowy potwór stworzony do zabijania. Nie odpuszczający raz wskazanego celu i nie przebierający w środkach. Dla osiągnięcia tego celu jest w stanie zabić każdego, kto stanie na jego drodze. Prawie każdego. Jeśli zamajaczyła Ci charakterystyczna twarz Arniego i pomyślałeś, że Dukaj wyznaczył to zadanie terminatorowi, to jesteś całkiem blisko. Bez wątpienia taka była tego inspiracja. Ale by sztafażu nie popsuć robotem z przyszłości, opisanym zamachowcem zostaje stwór wielu imion: Abuelo Acero, Carnifex, Marcus Mactare, Belua, Pugnus, Adamas, Młot. Stalowy Golem powołany do obrony iberyjskich Żydów przed Suprema General u progu szesnastego stulecia. Przepięknie opisuje Dukaj całą niewzruszoną konsekwencję postępowania Carnifexa. Nieczuły na pochlebstwa, obietnice, wykonuje pewną usługę w zamian za pewną sumę pieniędzy, by – jak się okaże – móc zdobywać informacje, które podtrzymają go przy dalszym życiu. Bardzo klimatycznie wypada scena kabalistycznego rytuału dokonywanego gdzieś w wynajętym, warszawskim mieszkaniu.
   A gdy przychodzi czas zabicia cara, przydałaby się kamera M. Baya lub J. Camerona. To, co robi Abuelo Acero jest potworne i cudowne zarazem. Nie chodzi o liczbę trupów, które za sobą stalowy golem zostawia, choć jest ona niebagatelna. Raczej o całokształt nieubłaganej, kroczącej śmierci. Carnifex nie ogląda się na nic – ma do wykonania robotę i żadna przeszkoda, biologiczna ni architektoniczna, nie może go powstrzymać.
    Dukaj zostawia czytelnika z zupełnie nową sytuacją. Car nie żyje. Jest 30 maja 1829 roku. Przypuszczalnie nie dojdzie do Powstania Listopadowego, bo bieg historii wykona w tym miejscu gwałtowny zakręt. Ale to już nie interesuje Abuelo Acero. To w ogóle nie dotyczy jego świata. On zmierza dalej swoją drogą.
    Stalowy Golem. Obrońca. Terminator – czyli „Ten, Który Kończy”. Wspaniały crossover? I do tego opis, który autor kreśli. Ograniczymy się tylko do oblicza:

Te oczy – to płytkie wgłębienia w rzeźbionej tarczy twarzy. Płaska płyta oblicza, przynitowana do ciężkiego łba na policzkach i podbródku, ryta jest w prymitywny wzór sugerujący istnienie w tym ciemnym metalu ust, nozdrzy, uszu, oczu właśnie – ale nadal jest to jedynie symbol twarzy, nie twarz. By zwiększyć podobieństwo, pomalowano go niegdyś w barwach różu, czerwieni i czerni; malunek częściowo zszedł, najlepiej zachowały się wysokie łuki brwi, pociągnięte grubo, na wschodnią modłę, oraz blade migdały policzków – niczym z prawosławnych ikon. Odmalowano mu także ciemne gwiazdy źrenic, lecz i one zgasły, Dziadek Stal spogląda na kryptę oczyma absolutnie bezbarwnymi, jak owe starożytne posągi Apollinów i Aten. Nad szerokim kowadłem czoła rozciąga się wyszczerbiona kryza, fragment rycerskiego hełmu stanowiący część zwartej kopuły czaszki; w cieniu kryzy ginie wykuta w żelazie hebrajska litera.
J. Dukaj „Gotyk”

No i ślicznie. Może tylko mnie się to skojarzyło z kartą do gry „Magic: The Gathering”, która nazywa się „Steel Golem” i wygląda tak:
Jakoś znajomo wygląda (źródło)
O czym mówi nam to opowiadanie ze zbioru „Xawras Wyżryn i inne fikcje narodowe”? Żeśmy zmęczeni martyrologią? Że dla mojego pokolenia kolejne odkosy narodowych zrywów dziewiętnastego wieku nie były motywujące? Że bliżej nam do zdania, które wygłasza tytułowy generał Patton w filmie, że „(…) żaden głupi bękart nie wygrał żadnej wojny umierając za swój kraj, wojny można wygrać tylko zabijając innego głupiego bękarta za jego kraj”? Chyba tak. Jesteśmy zirytowani celebrowaniem klęsk. Dlatego Dukaj uzasadnia wysłanie terminatora model 1492 takimi słowy:

Bo co? – atakuje bez zwłoki Płaczący Smok. – Bo to może być tylko durny młodzian o gorącej głowie, jeden, siódmy, dwudziesty, krew ich wszystkich na naszych rękach, gdy giną w skazanych na niepowodzenie próbach – to jest w porządku, to jest dobre, na to się zgadzamy. Ale morderca, który nie zawiedzie, zimne żelazo bezduszne – o, nie, to wbrew tradycji, jak o tym pieśń ułożyć, jak rozczulić dziatki...
J. Dukaj „Gotyk”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje